Niektórzy twierdzą, że muzyka operowa jest nudna i nieciekawa. LeonVoci przeczą tym stereotypom, bowiem na ich koncertach publiczność śpiewa i tańczy razem z nimi. W czym tkwi ich fenomen?
Ilona Adamska: LeonVoci w tłumaczeniu z języka włoskiego oraz hiszpańskiego oznacza „głosy lwów” lub „głosy Lwowa”. Skąd pomysł na nazwę zespołu?
Nazar: Ludzie mówią: „Jak nazwiesz statek, tak płynie!”. Idea nazwy naszej grupy wyszła ode mnie. W dzisiejszych czasach jest wielu artystów, którzy cieszą się dużym powodzeniem wśród swoich fanów, ale zauważyłem, że jest bardzo niewielu, którzy wyróżniają się dobrym głosem. Ktoś tańczy, ktoś pięknie prezentuje się na scenie, jeszcze inni skupiają się na rytmie piosenek. W zespole LeonVoci nasze głosy dane nam są od Boga, ale również my sami zainwestowaliśmy dużo pracy, żeby były dobre. Śpiewamy w różnych językach, więc w nazwie połączyłem dwa języki: włoski i hiszpański. Wszyscy mieszkamy w pięknym mieście Lwów i tak bardzo go kochamy, więc nazwa Głosy Lwowa. Wszyscy mamy wewnętrzną siłę i wolę, dlatego „głos lwa”. Uwielbiam, gdy jest wybór.
Popularyzujecie muzykę klasyczną przez śpiew operowy na współczesną manierę. Szufladkujecie jakoś swoich odbiorców? Macie sprecyzowaną grupę docelową, do której chcecie trafić ze swoją muzyką?
Andriy: Nie dzielimy naszych słuchaczy na grupy, dlatego postanowiliśmy wykonywać muzykę klasyczną w nowoczesny sposób. Staramy się dotrzeć do jak największej liczby odbiorców i zmienić podejście ludzi do śpiewu operowego, którzy traktują muzykę operową jako coś nudnego lub niedostępnego. Na naszych koncertach widzimy publiczność w każdym wieku. Są kobiety i mężczyźni, a to oznacza, że idziemy w dobrym kierunku. Wierzymy, że wybraliśmy dobry sposób na rozwój naszej grupy.
Czy muzyka klasyczna jest nadal dobra? W Polsce, patrząc na to, co propaguje media i, na przykład, organizatorzy noworocznej nocy – tryumfy świętych – jest lekka, łatwa i niezbyt ambitna dyskoteka. Jak przebić się przez bardziej ambitny repertuar?
Nazar: Muzyka klasyczna jest wieczna. Jest uważana za muzykę ludzi zamożnych i bogatych. Myślę, że najważniejsze w tej muzyce są emocje słuchacza, gdy owacje są na stojąco i nie pozwalają śpiewakom opery zejść ze sceny. Wiem, że muzyka klasyczna i operowa może wyleczyć różne choroby. Dlatego będziemy promować tę muzykę. Ale jednocześnie dodajemy różne gatunki muzyczne: rock, pop, etno. Niektórzy mówią, że muzyka operowa jest bardzo nudna i nieciekawa. Na koncertach LeonVoci publiczność śpiewa i tańczy z nami. Pod koniec koncertu śpiewamy co najmniej trzy piosenki na bis.
LeonVoci to niezwykle energetyczny kwartet wokalny. Jak doszło do Waszego pierwszego spotkania? Kto wpadł na pomysł założenia zespołu i czy macie swojego lidera?
Roman: Znałem się z Nazarem od kilku lat, ale nie spotykaliśmy się zbyt często, ponieważ dzieliło nas wiele kilometrów. Mieszkaliśmy w innych miastach. Pewnego dnia na Skype zadzwonił Nazar, to była niespodzianka. Powiedział mi o pomyśle stworzenia zespołu i zapytał czy chciałbym dołączyć. Było to dla mnie zaskoczenie, ale i wielka przyjemność, więc od razu zgodziłem się. Dobrze pamiętam naszą pierwszą próbę. Ćwiczyliśmy pierwszy utwór, była to pieśń „Un amore cosi grande”. Wspaniały utwór. Nagraliśmy do niej też teledysk. Liderem zespołu jest Nazar, robi ogromną pracę dla zespołu: uzgadnia koncerty, trasy, repertuar. Każdy z nas w miarę możliwości angażuje się w pracę zespołu: ktoś pisze nuty, ktoś dba o wizerunek i reklamę, a ktoś kupuje bilety na podróż.
Występujecie na Węgrzech, w Niemczech, Polsce. Macie swoje ulubione miejsce, do którego lubicie wracać? Publiczność którego kraju jest według Was najbardziej wymagająca?
Roman: Każde miejsce, w którym występujemy, jest inne i każde miejsce jest na swój sposób piękne. Chce się wracać i śpiewać dla ojczyzny, dla swojego kraju, dla bliskich ludzi, ale jeżeli muszę wybierać z tych trzech krajów, to dla mnie najpiękniejszym miejscem jest Katedra św. Stefana w Budapeszcie. W tej katedrze mieliśmy zaszczyt śpiewać dwa razy. To miejsce jest piękne i wyjątkowe. Śpiewał tam też tenor światowej sławy Andrea Bocelli. Czy mamy wymagającą publiczność? Publiczność nawet jeśli jest wymagająca, to my szybko nawiązujemy kontakt. Na scenie wywołujemy burzę emocji i tymi fajerwerkami emocjonalno-muzycznymi dzielimy się z publicznością. To się podoba!
Swój zróżnicowany repertuar po mistrzowsku wykonujecie w językach: francuskim, włoskim, polskim, hiszpańskim, angielskim i ukraińskim… W którym języku najpiękniej brzmią utwory o miłości?
Ihor: Śpiewamy w różnych językach. Każdy język jest piękny i dobrze brzmi, zwłaszcza gdy jest to piosenka o miłości. Hiszpański i włoski to język namiętny, zaś bardzo romantycznie i łagodnie można śpiewać po francusku. Ale nasz język ukraiński jest nam najbliższy, gdzie piosenki o miłości zajmują pierwsze miejsce.
Wystąpiliście w polskiej edycji programu „Mam Talent”. Jak wspominacie udział w telewizyjnym show? I czy faktycznie tego typu programy otwierają drogę do muzycznej kariery, dają rozgłos i popularność?
Ihor: Udział w programie „MamTalent” był pierwszym pokazem tego typu. Byliśmy podekscytowani i szczęśliwi, że mamy szansę zaśpiewać dla tak wielu widzów! Był dla nas ważny, ponieważ zrozumieliśmy, że jest to szansa na zaprezentowanie naszych umiejętności.
Co czuje artysta, który wchodzi na scenę i widzi kilkutysięczną widownię? Jakie uczucia towarzyszą Wam wtedy?
Andriy: Wejście na scenę jest zawsze bardzo emocjonalnym uczuciem, szczególnie jeśli na widowni są tysiące widzów. W takich momentach jako artyści rozumiemy, że wszystkie te osoby są gotowe zaakceptować naszą energię i emocje, które staramy się przekazać przez śpiew. I to jest niesamowite! Chociaż bez względu na to, ilu ludzi jest na sali, zawsze dajemy z siebie wszystko. Tylko wtedy jesteśmy prawdziwymi artystami.
Czy dziś, po tylu latach pracy na scenie, wciąż macie tremę?
Ihor: Oczywiście emocje są obecne zawsze na każdym koncercie. Ale jest to związane z faktem, że chcemy przekazać publiczności to, co brzmi w piosence, którą wykonujemy. Aby publiczność mogła doświadczyć każdej piosenki z nami, musi poczuć emocje, które chcemy przekazać. Trema znika, gdy widzimy szczere uśmiechy i głośny aplauz.
Wielu polskich muzyków, z którymi miałam przyjemność rozmawiać, powiedziało mi, że największym osiągnięciem każdego artysty jest to, by zamieszkać w głowie i w sercu odbiorców. A co dla Was jest najważniejsze?
Nazar: Najważniejszą rzeczą dla nas jest dać ludziom radość. Kiedy widzę, że osoba na koncercie czuje szczęście, wtedy czuję, że nie może być już nic lepszego. Ważne jest dla nas również to, że po koncertach ludzie podchodzą i dziękują za naszą szczerość na scenie. Oprócz śpiewu operowego popularyzujemy pieśni ukraińskie. Gdy cudzoziemcy są proszeni o śpiewanie ukraińskich pieśni ludowych, również wszystko może się zdarzyć.
Z czym kojarzy Wam się Polska?
Roman: Polska dla mnie stała się już drugim domem, ponieważ dużo czasu spędzamy w tym pięknym kraju. Moja prababcia była Polką. Pamiętam, gdy byłem dzieckiem, oglądałem polską telewizję, bo moja rodzinna wioska znajduje się 25 km od polskiej granicy. Ale najbardziej kocham Polskę za to, że poznałem tutaj swoją żonę i od ponad 2 lat jesteśmy małżeństwem. Polska kojarzy mi się tylko z czymś pięknym.
Plany na najbliższe 5 lat?
Nazar: Chcemy jak najszybciej wydać naszą autorską piosenkę oraz okrążyć Ukrainę, Polskę i cały świat koncertami LEONVOCI. Chcemy dzielić się swoją kreatywnością z milionami ludzi. Prosimy obserwujcie nas na naszym kanale na YouTubie, na oficjalnej stronie www.leonvoci.com oraz w różnych serwisach społecznościowych.
Rozmawiała: Ilona Adamska